europa - komentarze


Rozmowa z Aniołem

Aneta Goss
**********
Tej nocy obudził mnie Anioł. Mój Stróż. Siedział obok, na poduszce. Bezradnie. Bezdźwięcznie. I bez ruchu.
Jak objawienie, wczoraj czy przedwczoraj zrozumiałam, że przyjdzie. Bo za dużo już było. Za dużo płaczu. Za dużo bólu. Za dużo.
Czekałam więc. I właściwie, właściwie wyobrażałam to sobie inaczej. Miał mnie złapać za rękę. Wymówić parę magicznych słów. Porwać gdzie indziej, do świata, w którym mnie już nie ma. Pokazać moją białą, trumnę, czerwień matczynych oczu. Miał pokazać to, co chciałam po sobie zostawić, kilka dni temu jeszcze.
A tymczasem... siedział. Nieruchomo. Z brudnymi skrzydłami, z których opadały szare, betenowe pióra. W pogniecionej, podartej koszuli. Mój Anioł Stróż. Ten, któremu Ktoś z Góry kazał istnieć. Właśnie dla mnie.
Chciałam mu tyle opowiedzieć. Chciałam podziękować za każdy dzień. Za to, że zawsze podawał mi dłoń. Podnosił z pola walki. Ocierał błoto z moich ust. Za to, że był. Po prostu był. Chciałam tyle słów mu podarować.
Ale, ale milczałam. On też nic nie mówił. Siedział skulony, zapatrzony w jeden punkt.
Nie wiem, ile czasu minęło. W tym milczeniu. W tym bezruchu. On wtedy chyba nawet nie rozumiał. Nie rozumiał, że patrzę, że nie śpię, że siedzę obok, czuje jego zimny oddech. Że zaczynam słyszeć te niesłyszalne słowa, widzieć niewidzialne gesty.
Że jestem przecież sama, nie ma nikogo. Tylko on. Nie ma nikogo na tym świecie, komu byłabym potrzebna. Więc dlaczego?
- Powiedz coś!
Nic nie powiedział. Spojrzał mi tylko w oczy, w moje już mokre oczy. Zresztą, on też płakał. Ale tak sucho, bez siły, po anielsku.
Nie chciałam spaść z jego rzęsy. Być jedną ze słonych łez. Łez, które przecież sprawiają ból. A jednak.
Wstałabym, uciekła. Ale jak uciec przed prawdą? Jak uciec przed własnym Aniołem Stróżem? Przed czymś, co się samemu ulepiło, samemu nauczyło oddychać? Tym moim zatrutym powietrzem.
Patrzyliśmy sobie w oczy. Liczyłam krople deszczu na jego twarzy. Próbowałam odgadnąć myśli. Kilka zdań, które plątały się między wspomnieniami.
Jak to jest? Jak to jest walczyć z cudzym losem? Bosymi stopami wydeptywać ścieżki wśród cierni? Jak to jest? Na barkach nieść cudzy krzyż?
Potem porwał swój wzrok. Spojrzał w okno, w szparę w zasłonach. Na prawie szafirowe niebo. Na gwiazdy, wpółzjedzony księżyc. Na ten spokój, tę ciszę. Na tę tęsknotę i zmęczenie.
Ja tak nie mogłam. Nie mogłam udawać, że nie cierpię, że nic dla mnie nie znaczy, że ta noc się kiedyś skończy, że będzie tak jak dawniej. Nie mogłam.
Więc. Przysunęłam się bliżej. Złapałam go za rękę. Tętniący nieludzka krwią, kawałek lodu. Szorstka skóra i drżenie. Wtulił we mnie swoją głowę. Ostatni raz osłonił skrzydłami. Mocniej ścisnął dłoń. Poczułam na piersi jego chłód, jego płacz, jego lęk. Niczym dziecko, które się zgubiło w wielkim lesie, które nie wie, co zrobić, jak wrócić.
-Ja już nie mogę - szept. Ostatkiem sił. Tak, jakby bał się, że ktoś poza mną usłyszy, że sobie pomyśli: co to za anioł, który się poddał?
- Czy to znaczy, czy to znaczy, że odchodzisz?
Zrozumiałam jego słowa, chociaż ust już nie otworzył. "Ja, twój Anioł Stróż, umieram. Przepraszam. Wybacz mi."
Wstał i wyszedł.
A dziś? A dziś pada. To pewnie Ktoś z Góry doliczył się braku skrzydeł.
A ja? Ja - zabójca. I właśnie tak zapamiętają mnie w Niebie.
*****************************************************************
Nie jest to moje opowiadanie ale nie mogłam się powstzymać przed umieszczeniem go tutaj...

mysli niektórych ludzi pachną wyjątkowo!

Imię:


Wyświetlaj emotikony w komentarzu

Lista emotikonów


Tak napisali inni:
Talk.pl :: Wróć